Sankcja kredytu darmowego pod lupą TSUE – banki szukają oparcia w instytucjach krajowych i unijnych

Instytucje finansowe, które zawierają z konsumentem umowę pożyczki gotówkowej z naruszeniem przepisów ustawy o kredycie konsumenckim – np. nie informując go właściwie przed podpisaniem dokumentów – naraża się na poważne konsekwencje. Może zostać zobowiązany do udzielenia tzw. kredytu darmowego, czyli świadczenia bez odsetek i kosztów, co skutkuje znacznymi stratami finansowymi.

Obecnie toczy się w Polsce wiele spraw sądowych w tym zakresie. Jeszcze niedawno to banki zwykle wychodziły z nich obronną ręką – sądy nie podzielały argumentów konsumentów, mimo że regulacje dotyczące sankcji kredytu darmowego obowiązują od 2011 r. Ostatnie miesiące przynoszą jednak wyraźną zmianę. Sądy częściej dostrzegają wagę naruszeń i kierują pytania do Trybunału Sprawiedliwości UE, szukając potwierdzenia właściwej interpretacji przepisów. Jeden wyrok już zapadł, kolejne są spodziewane wkrótce.

Na tym tle narasta spór między bankami a kancelariami prawnymi. Obie strony prowadzą medialną ofensywę, starając się narzucić własne spojrzenie na problem. Stawką są nie tylko miliardy złotych, ale też wpływ na kształt praktyki rynkowej i zaufanie społeczne.

Sankcja kredytu darmowego okaże się dla banków równie groźna co franki? Zachowanie sektora wyraźnie na to wskazuje…

Banki znów stają przed dużym ryzykiem. Tym razem nie chodzi o franki, lecz o pożyczki gotówkowe. Sankcja kredytu darmowego może okazać się równie kosztowna. Mechanizm ten działa na mocy ustawy o kredycie konsumenckim, która obowiązuje od 2011 r. Jeżeli bank nie dopełni obowiązków informacyjnych lub wprowadzi do umowy niezgodne zapisy, klient może domagać się unieważnienia kosztów – i spłaty wyłącznie kapitału.

Choć przez lata sądy rzadko przyznawały rację konsumentom, dziś sytuacja się zmienia. TSUE już raz wypowiedział się w tej sprawie. Kolejne pytania prejudycjalne czekają na odpowiedź. Sędziowie zaczynają patrzeć na te sprawy inaczej niż kiedyś.

Powód? Skala. Tylko w 2024 r. wartość pożyczek gotówkowych wzrosła o 40 mld zł. W styczniu 2025 r. liczba nowych kredytów była o ponad 27 proc. wyższa niż rok wcześniej. Luty przyniósł wzrost o kolejne 22,5 proc. Ten boom nie dziwi – to jeden z głównych źródeł zysków banków. W wielu instytucjach pożyczki gotówkowe stanowią znaczną część portfela.

Duży popyt i słaba świadomość prawna klientów to ryzykowna mieszanka. Część banków kusi się o stosowanie niekorzystnych zapisów – by zwiększyć marżę. Klient nie zawsze wie, co podpisuje. Dlatego od dwóch lat kancelarie prawne ruszyły z edukacją. Prawnicy pokazują, że prawo chroni konsumenta. I że umowy kredytowe muszą być przejrzyste, zgodne z przepisami, a nie tylko korzystne dla kredytodawcy.

Spór przeniósł się także do mediów. Kancelarie i banki walczą o opinię publiczną. Jedni chcą pokazać skalę nieprawidłowości, drudzy – bronić swojej pozycji. Stawka jest wysoka: miliardy złotych i zaufanie klientów.

Rzecznik Finansowy: lawina wniosków ws. kredytów gotówkowych. Konsumenci walczą o sankcję darmowego kredytu

Zainteresowanie SKD rośnie w błyskawicznym tempie. Świadczą o tym dane z biura Rzecznika Finansowego. W 2023 r. wpłynęło 240 wniosków o wydanie istotnego poglądu w sprawach dotyczących SKD. Rok później liczba ta wzrosła niemal dziesięciokrotnie – do 2134. Rzecznik wydał 244 opinie w 2024 r., wobec zaledwie 28 w poprzednim.

Konsumenci liczą, że stanowisko RF pomoże im w sporze z bankiem. Choć opinia nie wiąże sądu, ma duże znaczenie. W wielu sprawach staje się ważnym wsparciem dla kredytobiorcy w starciu z silniejszą instytucją.

Sektor bankowy widzi ten trend i reaguje nerwowo. Na koniec 2024 r. w sądach toczyło się już 10 tys. postępowań dotyczących SKD. Dziś mówi się o około 15 tysiącach. Sytuacji nie poprawia wyrok TSUE z 13 lutego 2025 r. (sprawa C-472/23), który wprost odnosi się do proporcjonalności tej sankcji.

Banki liczyły, że unijny Trybunał uzna przepisy za zbyt surowe – ich zdaniem polskie prawo karze zbyt ostro, nawet za drobne uchybienia formalne, które nie szkodzą konsumentowi. TSUE był jednak innego zdania. Uznał, że sankcja w obowiązującej formie mieści się w granicach rozsądku i służy ochronie konsumenta.

Dla instytucji finansowych to mocny sygnał: zmiana narracji w sądach i rosnąca świadomość prawna klientów mogą przełożyć się na realne straty. Ryzyko podobne jak w sprawach frankowych przestaje być tylko hipotezą.

Banki uciekają przed wyrokiem TSUE. Kredytowanie prowizji znika z wokand, zanim zapadnie decyzja

TSUE nie zajął jeszcze stanowiska w sprawie, która może okazać się dla banków wyjątkowo kosztowna. Chodzi o tzw. kredytowanie kosztów kredytu – praktykę polegającą na doliczaniu prowizji i innych opłat do całkowitej kwoty kredytu, a następnie naliczaniu od nich odsetek. To powszechne rozwiązanie, stosowane w setkach tysięcy umów zawieranych w Polsce.

Przykład? Klient wnioskuje o 200 tys. zł kredytu. Bank żąda prowizji – np. 40 tys. zł. Całość wpisuje jako jedną sumę do umowy, od której od razu liczy oprocentowanie. Kredytobiorca tych 40 tys. zł nigdy nie zobaczy, ale zapłaci za nie jak za normalnie wypłacone środki.

Banki bronią tej konstrukcji od lat, twierdząc, że jest zgodna z prawem. Innego zdania są prawnicy reprezentujący konsumentów. Ich zdaniem taka praktyka narusza unijną dyrektywę 93/13 o klauzulach abuzywnych. Według nich wystarczyłoby jedno orzeczenie TSUE, by cały ten model runął.

I być może właśnie dlatego takie pytania nie trafiają na wokandę unijnego Trybunału. Polskie sądy próbują – kilka razy zwrócono się do TSUE z pytaniem o dopuszczalność kredytowania kosztów. Za każdym razem coś dziwnego działo się z postępowaniem: sprawa nagle wygasała, bo bank uznawał roszczenie klienta. To kończyło spór, a tym samym usuwało temat z agendy Trybunału.

Kancelarie nie mają wątpliwości – banki wolą zapłacić niż dopuścić do precedensowego wyroku. Jedna decyzja TSUE mogłaby otworzyć drogę tysiącom kredytobiorców. A to oznaczałoby poważne konsekwencje finansowe. Sektor zdaje się to rozumieć i działa wyprzedzająco, zanim pytanie prejudycjalne stanie się realnym zagrożeniem.

Banki ruszają z ofensywą medialną. ZBP chce ścigać prawników za „fałszywe” komentarze o wyroku TSUE

Po wyroku TSUE w sprawie C-472/23 w mediach pojawił się wysyp komentarzy sugerujących, że decyzja Trybunału otwiera kredytobiorcom drogę do masowych roszczeń o darmowy kredyt. Banki nie zamierzają biernie przyglądać się takiej narracji. Związek Banków Polskich uznał, że to nadużycie i zapowiedział reakcję – zamierza zgłaszać przypadki „manipulacji” do UOKiK i samorządów zawodowych prawników.

ZBP przekonuje, że wyrok nie oznacza rewolucji i nie spowoduje fali pozwów z miliardowymi skutkami. Jednocześnie ostrzega kancelarie, że za przekłamania mogą ponieść odpowiedzialność. Planowane działania obejmują nie tylko zawiadomienia do urzędów, ale też medialne sprostowania i budowanie własnej interpretacji wyroku.

To ryzykowna strategia. Prawnicy przypominają, że to właśnie banki wielokrotnie zniekształcały sens wyroków TSUE. Przykład? Sprawa C-520/21 o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Po niej ZBP publicznie prezentował przekaz, który – zdaniem mec. Radosława Górskiego – wypaczał intencję Trybunału. Górski oficjalnie poinformował TSUE o nieprawdziwej interpretacji przedstawianej przez bankowców.

Dziś Związek krytykuje prawników konsumenckich, choć często to nie oni, a komercyjne spółki – np. firmy windykacyjne – odpowiadają za przesadny optymizm i agresywny marketing. Te podmioty nie podlegają kontroli samorządów zawodowych i nie są związane kodeksem etyki. ZBP jednak nie rozróżnia tych środowisk, wrzucając wszystkich do jednego worka.

Zamiast walczyć o rzetelność debaty, sektor finansowy zdaje się szukać kozła ofiarnego. Tymczasem sami bankowcy często jako pierwsi sięgają po przekaz, który z prawdą ma niewiele wspólnego.

Narracja banków sypie się pod własnym ciężarem. Gdy brakuje autorytetu, wkraczają „eksperci”

Banki nie mają dziś wiarygodności w oczach konsumentów. Wiedzą o tym. Dlatego swój przekaz budują na opiniach prawników – często tych samych, którzy wcześniej bronili ich w sprawach frankowych. Ich artykuły „analizują”, „prostują” i „obalają” rzekome nadużycia kancelarii konsumenckich. Problem w tym, że tezy formułowane przez ekspertów sektora bankowego szybko się dezaktualizują.

Po każdej przegranej sprawie przed TSUE można zresztą wracać do ich wypowiedzi sprzed miesięcy – i porównać je z rzeczywistością. Tak samo jest dziś z kredytami gotówkowymi i wyrokiem z 13 lutego 2025 r. Banki mówią: „To nic nie znaczy. Sądy krajowe i tak nie mogą stosować sankcji.” Równolegle przekonują, że umowy są bezbłędne, a całą „aferę” napędzają kancelarie i fundusze skupujące wierzytelności.

Spokój w sferze deklaracji. W praktyce nerwowe ruchy

Mimo publicznego dystansu wobec wyroku TSUE, banki zaczynają modyfikować ofertę. Alior Bank jako pierwszy podzielił prowizję na raty, bez odsetek. Inne instytucje cicho zmieniają tabele opłat i rezygnują z jednorazowych kosztów kredytów. Wnioski są oczywiste – SKD traktują jako realne zagrożenie, którego wolą uniknąć, nawet kosztem części zysków.

Co więcej, banki zaczęły zachęcać obecnych klientów do „przenoszenia” swoich zobowiązań na nowe umowy. Pod płaszczykiem promocyjnych ofert kryje się prosty mechanizm – wyciszyć roszczenia zanim trafią do sądu. Kredytobiorca, podpisując nową umowę, może nie być świadomy, że tym samym zrzeka się prawa do zakwestionowania starej.

Według Wyborcza.biz, już ponad 40% umów, które mogłyby stanowić podstawę do roszczeń z tytułu SKD, zostało przez banki „zmodernizowanych”. Wątpliwe jednak, by poinformowano klientów o konsekwencjach takich zmian. Czy zatem rezygnacja z prawa do sądu nastąpiła świadomie? To pytanie coraz częściej zadają sobie prawnicy – i zapewne wkrótce zadadzą je także sędziowie.

Niefrasobliwość z przeszłości wraca z nową siłą

SKD może być dla sektora bankowego tym, czym lata temu były kredyty frankowe. Tym razem jednak instytucje nie lekceważą problemu – działają szybko i próbują kontrolować narrację. Problem w tym, że brak zaufania społecznego sprawia, że głos banków ginie w szumie. Autorytetu nie zbuduje się przez wypowiedzi prawników reprezentujących jedną stronę sporu.

Banki nie mogą liczyć na wsparcie Rzecznika Finansowego czy UOKiK. Dlatego wspierają się swoimi komentatorami. Tymczasem adwokaci konsumenccy, zyskujący poparcie sądów i klientów, budują realną siłę. Sektor zaczyna to odczuwać – zarówno finansowo, jak i wizerunkowo.

Paradoksalnie, cała sytuacja może przynieść coś dobrego. Rosnąca presja ze strony klientów i prawników zmusza banki do poprawiania oferty. Wniosek? Może czasem lepiej zaprojektować uczciwy produkt, niż po latach tłumaczyć się z niego w sądzie.